ę w nim? Musiało się jej coś przywidzieć... A jeśli nawet naprawdę tak było, to będzie musiała się od-kochać. Trudno.

- Chyba mówię wyraźnie, prawda? Jest pan żonaty?

czego nikt inny nie potrafi, ale mamusi nie
Podał jej kieliszek.
rzadko zadawał pytania bez ukrytego motywu.
wypadki Gdynia

- Jeremiah, dziękuję, że powiedziałeś mi o tej

Zmarszczyła brwi.
- No proszę, a ja się martwiłam o swoje maniery.
- A jak ci się tutaj nie podoba, to możesz sobie iść!
sweter do spódnicy

mur i stanęła w cieniu wielkiego klonu, który znakomicie nadawał

Rak prostaty - powiedział. - Niech cię diabli, Rudy. - Huff wypuścił powietrze z płuc z głośnym sykiem i machnął ręką, jakby lekceważąc problem. - Przez chwilę dałem się nabrać. Przestraszyłeś mnie nie na żarty. W dzisiejszych czasach to jeszcze nie wyrok śmierci. Mogą cię rozkroić, wyjąć... - Obawiam się, że nie, Huff. Nie wykryto go we właściwym czasie i zdążył się rozprzestrzenić na gruczoły limfatyczne. Teraz jest już właściwie wszędzie. - Chemioterapia? Naświetlania? - Nie chcę przez to przechodzić. W najlepszym przypadku zyskałbym jedynie kilka dodatkowych miesięcy i przez resztę czasu, jaki mi został, czułbym się jak kupa gówna. - Cholera, Rudy, strasznie mi przykro. - Och, cóż, w końcu każdego coś dopada, jak nie jedno, to drugie - rzekł filozoficznie szeryf, odstawiając pustą szklankę na stoliku do kawy. - Prawda jest taka, Huff, że jestem już zmęczony. Kompletnie wyczerpany. Nie zamierzam walczyć z Wayne'em Scottem. To uczciwy facet, próbuje wykonywać robotę, za którą mu płacą. Ja jestem starym draniem, tak jak ty - gestem powstrzymał protesty Huffa. - Nie próbuj udawać, Huff. Nasz układ - nieważne, jak będziemy go przedstawiać - jest paskudny. Postąpiłem nieuczciwie więcej razy, niż chce mi się liczyć. Nie mogę zmienić przeszłości, ale teraz Chris znów wpakował się w kłopoty, a ja nie mam ani siły, ani czasu, żeby wyciągać go z tego bagna. Niezła przemowa, zwłaszcza z ust milczka, jakim był Rudy Harper, A znaczenie jego słów było jednoznaczne. - Kiedy zamierzasz odejść z pracy? - spytał Huff. - Mniej więcej za miesiąc. - Tak szybko? - Chciałbym spędzić trochę czasu z rodziną, zanim zacznie się najgorsze. - To zrozumiałe, Rudy, ale twoja rezygnacja przychodzi w najmniej odpowiednim momencie. - Nic na to nie poradzę. Ta sprawa z Chrisem może się ciągnąć miesiącami. - „Ta sprawa z Chrisem" - powtórzył gniewnie Huff. - Chris nie jest chłopaczkiem z chóru kościelnego! Do diabła, gdyby nim był, nie miałbym z niego żadnego użytku. To prawda, że ma na sumieniu więcej, niż powinien, i sam pierwszy by to przyznał. - Huff pochylił się ku swojemu rozmówcy. - Ale nie zabił własnego brata. Rudy Harper milczał długo, zanim odpowiedział: - Ja też tak myślę. - Chris uważa, że ktoś go wrabia. - Beck wspominał mi o tym. Czy mówił poważnie o Klapsie Watkinsie? - Jeszcze jak. - Huff podzielił się z szeryfem wnioskami z wcześniejszej dyskusji z Beckiem i najstarszym synem. - Nie mam pojęcia, czy ten kretyn Watkins potrafiłby zaplanować i wprowadzić w czyn gotowanie zupy gumbo, nie mówiąc o próbach wrobienia kogoś w morderstwo, ale zgodzisz się, że jest to rzecz warta przemyślenia. - Spojrzenie Huffa mówiło szeryfowi, że nie może zaoponować. - Watkins jest kryminalistą z trzyletnią odsiadką na karku - ciągnął, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości. - Szczerze wątpię, że cały ten czas spędził na rehabilitacji. Założę się, Rudy, jeśli dobrze się przyjrzysz, zobaczysz, że łamie przepisy na prawo i lewo, a jednym z przestępstw, które ostatnio popełnił, mogło być zabójstwo Danny'ego, z zemsty albo ze zwykłej podłości. Huff zawsze osiągał swój cel bez potrzeby bezpośredniego wydania polecenia. Szeryf Harper zrozumiał przekaz jasno i wyraźnie. Pokiwał głową z ociąganiem. - Przesłucham go - rzekł krótko.
- To co jest szczęściem? - dociekał Mały Książę.
Do tej pory żywił głębokie przekonanie, że Tammy za¬szyła się w buszu z powodu kompleksu niższości. Jej matka i siostra robiły piorunujące wrażenie - idealnie umalowane, uczesane, perfekcyjne w każdym calu. Ktoś, kto musiał bez¬ustannie porównywać się z nimi, ani chybi w końcu ukryłby się w jakimś odludnym miejscu, gdzie nikt nie mógłby go oglądać...
wypadek opole